czwartek, 18 kwietnia 2013

Na kopytkach przez step i sawannę

Niespełna rok temu posłałam syna do przedszkola waldorfskiego. Był to dla mnie istny szok kulturowy, zaskoczenie bardzo in plus. Minimalizm zabawkowy, ambicje integracyjne lokalnej społeczności, ustalony rytm tygodniowy i roczny, zapach domowego chleba.
Przed Bożym Narodzeniem przedszkole organizuje kiermasz, a rodzice są zaproszeni do współtworzenia przeznaczonych na ten cel zabawek. Gdy od wychowawczyni usłyszałam pytanie: "Umie pani robić na drutach?", zaświeciły mi się oczy. I już w pierwszy "szyciowy" czwartek stawiłam się na poddaszu przedszkola. Jako zaawansowanej zaproponowano mi wykonanie konika. Otrzymałam schemat wykonania, kłębki włóczki i od tej pory przepadłam z kretesem...
Gdy dwa pierwsze koniki były gotowe, jedna z mam rzuciła mi wyzwanie: "A zebrę zrobisz?". Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zdanie "A .......... zrobisz?" będzie hasłem przewodnim mojej twórczości. Ale po kolei. Wyzwanie oczywiście przyjęłam, skutkiem czego powstały dwie zebry - biała w czarne paski i czarna w białe ;) Opracowałam własną technikę na ich grzywy, tylko z uszu nie byłam w pełni zadowolona.
Tamte zwierzaki szybko znalazły właścicieli. Zostało mi po nich jeno wspomnienie... I zapał do wykonania następnych. Zdradzę Wam tylko jeden sekret: nie róbcie zabawek w domu, jeśli macie dzieci. Ja mam dwójkę. Najpierw oboje wyrazili stanowczy protest przeciwko oddaniu na kiermasz zrobionych przeze mnie zabawek. Płacz i zgrzytanie zębów. Na szczęście dali się udobruchać obietnicą wykonania zabawek specjalnie dla nich. I tak córka zażyczyła sobie konika ze złotą grzywą...

   

















Tak powstała Selena, Księżycowy Koń. Jest beżowa, z białymi skarpetkami, burzą niesfornych złotych loków i lśniącymi, błękitnymi oczami. Od podłoża do czubka głowy mierzy 16 cm, a od pyska do ogona - 18 cm.Pełni funkcję strażnika snów :)
Zabawka dla syna w następnym odcinku, ponieważ w pewnym sensie jest spoza rodziny kopytnych ;)

A oto Zafira, mała zebra, która poszukuje opiekuna. Ma granatowe oczęta, długaśny ogon i 11 cm wzrostu. Jest bardzo ciekawska. Gdy postawiłam ją na parapecie celem wykonania zdjęcia, ona natychmiast wyskoczyła do ogrodu :) Pomyślałam, że ma dziewczyna niezłe pomysły i podążyłam za nią.




A oto Taro. Ten miał dom, gdy jeszcze był kłębkiem wełny i zamysłem w mojej głowie. Właśnie dziś pojedzie do domu. Dołączy do starszego kolegi, który pognał tak szybko, że nie zdążyłam mu nadać imienia.
Taro jest szary, ma białą grzywę i ogon oraz białą strzałkę na czole. 
Natomiast jego ultraszybki kolega wygląda tak:
Obaj mają po 16 cm wysokości.
Teraz czekam na kolejne wyzwanie. Aby być w temacie: nie próbowałam się jeszcze z jednorożcami i pegazami. Może będą następne :)

1 komentarz: