środa, 13 maja 2015

Dzieło życia cz. II


Dziś, zgodnie z zapowiedzią, zbliżenia ciekawszych wzorków z narzuty - tym razem wzory strukturalne.
Na początek motylki i ażurowe słupki. Po bokach słupków warkocze 1x1. Technika wykonania motylków jest dość prosta - w co drugim rzędzie przekładamy nieparzystą liczbę oczek bez przerabiania, a włóczkę prowadzimy w tym czasie z przodu robótki, zostawiając trzy lub cztery paseczki. W kolejnym rzędzie przerabiamy oczka normalnie, a gdy dojdziemy do środkowego punktu paseczków, przed przerobieniem właściwego oczka nakładamy paseczki na drut od dołu. Powstaje takie jedno wydłużone oczko, które stanowi korpusik motylka. Należy pamiętać, że wzór ten ściąga, skraca robótkę, dlatego należy przewidzieć większą liczbę rzędów. Ja obeszłam ten problem nieco inaczej - umieściłam ten kwadrat w jednym rzędzie z innymi mającymi tę samą właściwość:

 
Następny w kolejce - silnie trójwymiarowy wzór składający się z pojedynczego warkocza oraz listeczków. Istnieje mnóstwo wersji takich listków, ja zdecydowałam się na podstawową, z czterema parami narzutów. Listki te minimalnie poszerzają robótkę, dlatego robi się je na przemian po dwóch stronach łodyżki.
A tu rzut okiem na efekt 3D, jaki udało mi się uzyskać:


Kolejnym wzorem 3D jest ten różowy, mocno przeplatany. Pomysł spontaniczny, efekt bardzo ciekawy, nie mogę tylko dojść do tego, dlaczego kojarzy mi się z kościołem...

Ciekawostką jest fakt, iż na zdjęciu z góry elementy wypukłe wydają się wklęsłe (spójrzcie na zdjęcie "z lotu ptaka" całej narzuty). Dopiero pod kątem widać właściwości trójwymiarowe tego kwadratu.



Następnie mamy trzy majestatyczne, pojedyncze warkocze...



...oraz luźną wariację na temat przeplatanek i podwójnego ryżu.
I wreszcie na koniec - strukturalny ślimak, z łańcuszkowym obramowaniem muszli, aby była bardziej wyrazista. Ślimak zaprojektowany przeze mnie osobiście. I bardzo na czasie - moja córa właśnie hoduje jednego takiego we własnym pokoju. I chyba dobrze jej idzie, bo trwa to już jakieś trzy tygodnie, a skubany ma się dobrze :)








W następnym odcinku kwadraty kolorowe.

piątek, 8 maja 2015

Dzieło życia cz. I

No i stało się - dnia 12 kwietnia 2015, o godzinie 21:51, po około trzyletnich zmaganiach, chwilach entuzjazmu, zwątpienia, dystrakcji - w końcu JEST!!! Moje dzieło życia, coś, co pozostawię po sobie tak długo, jak długo mole będą łaskawe go nie nadgryzać.
Tym dziełem jest koc - narzuta, z motywami entomologicznymi, w moich ulubionych ostatnio kolorach (choć prawda jest taka, że chciałam przede wszystkim zużyć ten blady lila oraz ciemny fiolet, bo mi do niczego nie pasowały). Podziwiajcie:
 A oto widok z góry:
Jak powstawał? Początki były łatwe: każdy kwadrat oddzielnie, w zależności od nastroju i samozaparcia. Początkowo nie siliłam się na żadne ekstremalne wzory, gdyż od razu założyłam, że każdy kwadrat będzie inny. Zatem potrzebowałam także łatwych wzorków, które będą tłem dla tych najbardziej efektownych. O ile się nie mylę, pierwszy był ten kwadrat pomiędzy ważką a motylem.
Potem się rozpędziłam - zaczęłam komponować, eksperymentować, przypominać sobie co ciekawsze wzory. I oczywiście projektowałam własne, coraz bardziej złożone.
Zbliżenie na część górną...

... i dolną.

 Tak więc, najpierw powstały pojedyncze kwadraty. Potem było układanie, komponowanie, próbowanie kolejnych konstelacji, a gdy już byłam zadowolona - zaczęło się mozolne zszywanie przy pomocy szydełka oraz grafitowej włóczki. Szew stanowi pojedynczy łańcuszek, dobrze widoczny i w zamierzeniu obramowujący każdy kwadrat. Na tym etapie byłam już tak zawzięta, że siedziałam nad robotą przez caluśki dzień - nie odpuściłam, dopóki nie zszyłam wszystkich. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Oczywiście kwadratów było za mało na całą narzutkę, ale w planach była jeszcze prosta ramka, w którą zamierzałam wpompować wszystkie pozostałe resztki wybranych włóczek. Ramkę tę wykonałam "na okrągło", używając czterech drutów na żyłkach i dobierając oczka na krawędziach. Początkowo oczek było chyba około tysiąca, a w co drugim okrążeniu
przybywało kolejnych osiem. Jedno okrążenie zajmowało mi ponad godzinę... Ramka rosła niewyobrażalnie wolno, a sterczące z robótki druty straszyły jak wściekły jeżozwierz.
Robotę zabierałam ze sobą wszędzie - nawet do poradni, gdy czekałam na córkę, ale muszę przyznać, że najprzyjemniej robiło się w samochodzie :)


 



Oto krawędź ramki - trochę widać miejsce dobierania oczek, ale co tam :)

A oto gotowa narzuta w miejscu przeznaczenia - na łóżeczku małej fanki motyli i innych robaczków:
Najciekawszych bohaterów tej przygody przedstawię w kolejnych częściach cyklu.